Channel Avatar

Adam Sułowski @UC4qDPq3JU681oB-fXEQfIuw@youtube.com

3.7K subscribers - no pronouns :c

Zachęcam Cię do odwiedzenia mojej strony www.adamsulowski.pl


Welcoem to posts!!

in the future - u will be able to do some more stuff here,,,!! like pat catgirl- i mean um yeah... for now u can only see others's posts :c

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

Rowerem dookoła świata na raty.

Plan był zawsze żeby pojechać wokół ziemi dwa razy. Żeby upewnić się czy na pewno jest płaska wszędzie ;-) i jak to jest krecic do góry kołami z różnych miejsc świata i czy nie upadnie się na głowę.

Pierwsza wyprawa miała być przez Syberię do Władywostoku itd. Druga przez Istambuł, Iran Pakistan Indie itd.

W 2015 roku kiedy trenowałem do pierwszego dabla po pierwszym ultramanie w Anglii nie potrafiłem odnaleźć się w rzeczywistości i codzienności.

Chciałem robić więcej i więcej i nie było bardzo możliwości jak to zmienić.

Dostałem pod choinkę trenażer i trzaskalem na nim treningi po +3h. Ale to była frajda i ulga że nie trza jezdzic zima przy -5 stopni wieczorami. Wtedy oglądałem masę filmów podróżniczych na YT. Nie było tak dużo głupoty jeszcze wtedy w necie.

Zaczęły mi się marzyć wielkie wyprawy po tym jak odkryłem podróżników melanzownikow i też Marka Beumonta jadącego na rekord Guinessa dookoła świata - cały dokument. Wtedy pomyślałem że też kiedyś pojadę rowerem dookoła świata.

Pamiętam jak jeszcze w 2015 roku polazałem pierwszy raz z ziomem chodzić po górach świętokrzyskich z plecakiem z nocowaniem w namiotach. Nie zasnąłem ani na chwile. Zupełnie się nie odnalazlem ale szliśmy 3 dni i spaliśmy w rezerwacie. Non stop myślałem że zwierza chodzą. Masakra to była.

No ale miesiąc później pomimo wszystko przestraszony wsiadłem na rower i pojechałem 2800 kilometrów na obozo trening żeby jako finał wystartować se w dablu.

No teraz to się śmieje ale wtedy zajechalem poważny, zdeterminowany, uszargany z rozwalającym się wózkiem z namiotami i masa niepotrzebnych rzeczy - mówię że na zawody z Polski rowerem. :-) ale to było piękne.

Skończyło się pięknie ale przez ostatnie 8 lat wciąż myślałem jak to zrobić ta wspaniała wyprawę która kwitła i kwitła w mej głowie.

Plan był zawsze wystartować z pałacu kultury i jechać w prawo aż wrócę z lewej. Prosty plan najlepszy noi pięknie grzmial.

Myślałem że może na tego Pana "ginesa" może ale z czasem jak wspominałem ta pierwszą wyprawę to myślałem że przygody były w tym najlepsze. Chłop podnoszący stół w zębach, bieganie po Trasie Transfogaraskiej i nocowanie na 2000m, niedźwiedzie i wilki w Rumuni i wiele innych.

To rzeczy nie do powtórzenia i oryginalne a jak jedziesz 300km na dzień to z nikim nie pogadasz i pomocujesz się ze sobą za coś co radości i tych wspomnień nie do.

Odkładałem to tyle lat i wciąż bym przekładał bo kiedyś pojadę. Noi czas płynie zawsze a pewne rzeczy się zrobi lub nie.

Dziś na pięknym gravelu z małym bikepackiem startuje. Bez oczekiwań i napinki. Z lekkim strachem i niepewnością ale wiem że chce i trzeba to zrobić. Już nie przez Syberię bo wiadomo ale można inaczej i na spokojnie. Czas dobry jest teraz. Żyć trza.

Plan? Jechać jak najdalej na południe a później na wschód. Póki radość i zadowolenie jest i jak stracę chęci to zawijam i wracam. Zobaczymy jak się odnajde jak zbiere pierwsze baty.

Max na ten rzut myślę Stambuł ale jak wrócę z wcześniejszego punktu to luz z Bułgarii to też luzz. Wracam samolotem i później zaczynam z tego samego miejsca i jade dalej. Kiedy nie wiem. Teraz poczułem że chce to jadę. Nie ile. Tyle ile trzeba. :-)

Ostatnio robię rzeczy kiedy mam flow- takie kreatywne. Noi lepiej wychodzą jak nie walczę w mózgu tyle.

To w sumie pomyślałem w poniedziałek że kurde jadę. Wtorek zakupy i roboty podgonilem i myślałem o 21:00 dawaj szybko pakuj się i jedziesz w środę. No ale rzygać mi się chciało jak se myślałem że trza pakować w sakwy i pomyślałem że pierdole nie robię. Nie chce mi się :-). No to se jestem dziś na starcie. Noi pięknie! Tak trza żyć. Ale jakie to trudne jak coś mówi dawaj dawaj szybciej. No to się uczę rozumieć siebie. Zachęcam też zawodników do tego.

Jak to zrobię i dopne calosc i zBiorę wszystko do kupy to se myślę że najważniejszy wyścig swojego życia będę miał za sobą. Powoli małymi kroczkami!

Noi z takim pięknym nastawieniem se startuje. Trasa mam nadzieję że będzie ciekawa i bezpieczna. Miałem jechać starym śladem sprzed 8 lat początek będzie inaczej jak się nie wydygam. :-)

PS do zawodników. Normalnie pracuje. W trasie mam lepszy reżim i więcej pomysłów ;-) nie zamierzam kręcić nie wiadomo ile kilometrów i nie śpię tylko w krzakach. Zatem jesteśmy w kontakcie i więcej będę odświeżał w weekend wasze starty w trakcie jazdy.

Lecim!
Warszawa 24 sierpień 2023

8 - 0

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

Są takie rzeczy która świadczą o dojrzałości trenowania. Mówi się że oddzielają chłopców o mężczyzn ;-)

#bieganie #triathlon #trening

6 - 0

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

Aloha triathloniści bo dziś głównie do amatorów triathlonu piszę! Dziś chcę podzielić się z
Wami dziesięcioma najlepszymi poradami treningowymi do triathlonu, według jednego z
najbardziej cenionych trenerów triathlonowych na świecie - Bretta Suttona. Sutton wychował
wielu zwycięzców i medalistów w zawodach triathlonowych, w tym wielokrotnych mistrzów
świata i olimpijskich. Oto dziesięć najlepszych rad Suttona, które warto wziąć pod uwagę w
treningach:
1. Znajdź równowagę między pracą a triathlonie i odpoczynkiem - ważne jest, aby dać
swojemu ciału czas na regenerację po intensywnych treningach, ale też uwzględnić
rodzinę i pracę. Jestem fanem stałej liczby godzin chyba że robi się okienko na
więcej.
2. Zwróć uwagę na swoją dietę - odpowiednie odżywianie jest kluczowe dla osiągnięcia
dobrych wyników w triathlonie. To przede wszystkim dla osób którym brakuje lekkości
i czasem jedzą ciężkie jedzenie. Cóż na obozach zazwyczaj je się banany ryż itp. Nie
kombinuj i jedz prosto. Nie mówię że ma być niesmacznie ale przychodzi czas
zacząć myśleć o jedzeniu jak o paliwie.
3. Skup się na technice pływania - pływanie jest najbardziej wymagającą z trzech
dyscyplin triathlonu, więc warto poświęcić mu dużo czasu i uwagi. Ciężko będzie
dowieść dobry wynik jak będziesz zmęczony/a po pływaniu.
4. Pracuj nad swoją siłą i wytrzymałością na rowerze - na etapie rowerowym można
zyskać wiele przewagi, zwłaszcza jeśli jesteś w stanie utrzymać wysokie tempo
przez całą trasę.
5. Bieganie - upewnij się, że Twoje treningi biegowe uwzględniają różne tempo, w tym
szybkie interwały, aby poprawić swoją szybkość i wytrzymałość.
6. Odpocznij przed zawodami - ważne jest, aby dać swojemu ciału czas na regenerację
przed startem w zawodach. Nie oraj na ostatnią chwilę bo nic to już nie da. Ostatni
trening który Ci coś da to pewnie było 10-14 przed zaowdami. Później już formy nie
zrobisz tylko podtrzymanie.
7. Pamiętaj o treningu siłowym - trening siłowy może pomóc Ci w poprawie wydajności i
redukcji ryzyka kontuzji. Nie zapominaj o rozciąganiu
8. Utrzymuj swój styl życia aktywnym - aktywność fizyczna powinna być integralną
częścią Twojego stylu życia, a nie tylko treningów przed zawodami.
9. Zmieniaj rutynę treningową - urozmaicenie swoich treningów może pomóc w
uniknięciu stagnacji i poprawie wyników.
10. Bądź wytrwały i cierpliwy - osiągnięcie sukcesu w triathlonie wymaga czasu,
cierpliwości i wytrwałości. Można dużo zrobić w 3 miesiące ale też znienawidzić tą
dyscyplinę.
Porady są proste, ale są podstawą. Głębiej obiecuje wejść po kolei. Dajcie znać w
komentarzach, jakie macie swoje sposoby na trenowanie do triathlonu i jakiporad
potrzebujecie.
#triathlon #trening #poradytreningowe

8 - 0

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

:-)

5 - 0

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

Triathlon.

4 - 0

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

Brak hobby i pasji..
Kiedy zaczynałem przygodę z już naście lat temu z endurance sportami było to hobby. Nim się obejrzałem stalo się to praca. Przez wiele lat robiłem tylko pływanie rower i bieganie.

Przestałem jeździć na snowboardzie, nartach, windsurfingu, jeździć na łódki grać w squasha. Nie chodziłem na crossfity, ani po górach tylko biegałem i jeździłem. Jak jechałem z ekipą na narty to oni jeździli a ja biegałem. Jak coś robiłem w wolnym czasie to trenowałem lub jadłem lub spałem. No i dużo pracowałem. No nie było czasu na nic.

Jedynie wyprawy rowerowe poza sezonem. Rowerem dookoła Albani, Cypru, warszawa - Kotoru. Albo pamiętna wyprawa do Tajlandii gdzie wróciłem z kontuzja. Nie było czasu na hobby odpoczywanie bo ten triathlon zjadł cały mój wolny czas. Tak stałem się zamknięty i ograniczony.

Nic nie żałuję bo fajnie było nakurwiac cały czas ale z czasem brakowało mi czegoś nowego. No tak.. poświęca się swój czas dla wyższej siły ale to już nie jest hobby i pasja..

Dziś kiedyś już wyluzowałem i sobie udowodniłem co chciałem (może nie do końca jeszcze, bo została jedna rzecz :-D) to z chęcią wracam na kite. Biegać.. biegam, rowerem jeżdżę i pływam ale smak czegoś nowego i zapierdalania po wodzie powoduje to pozytywne uczucie. Nowe hobby :-). No cóż. Jak będę pływał 4-6h dziennie to raczej to nie będzie moja praca mimo że pół etatu.

No to dla Was coś na koniec. No że bieganie i tri to nie wszystko. Nowe cele też ważne i na wszystko je czas. Co do roweru, bieganie i pływania jak mawiała jedna z legend Ultraman - keep tri to stay fit i jedna noc do regeneracji to tyle ile potrzebujesz. :-) no to lecim.

Od jutra startuje na wodę! :-)

14 - 2

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

13 - 0

Adam Sułowski
Posted 1 year ago

2010: przebiegłem pierwszy półmaraton z czasem 1h55min prawie nie biegając.
2011: ukończyłem pierwszy maraton z czasem 3h51min biegają 3-4 razy w tygodniu. Drugi maraton na jesień biegnę już na 3h15min ale staje na 32km i czlapie do mety kończąc z czasem 3h58.
2012: wystartowałem w pierwszym triathlonie i od razu w połironmanie kończąc z czasem 5h17min. Organizuje swój pierwszy event na który przyjeżdża tylko 43 osoby i ludzie mnie pytają po co?
2013: ukończyłem ironmana z przygodami bez lemondki i z gumą z czasem 11h50min. Czuje niedosyt na mecie. Zmieniam dietę na vegan i aplikuje na legendarnego ultramana w Anglii.
2014: wystartowałem w pierwszym ultramanie, 10km pływania 421km rower (rower z allegro za 1800zl) + 84 biegu. Czuje że jestem spelniony i marzę o tym żeby ścigać się w ultramanach. Na moj event przyjeżdża 460 osób.
2015: pojechałem w pierwszą podróż rowerem "dookoła Europy" - 3.000 km, którą zakończyłem startem w double ironmanie przyjeżdżając rowerem wyprawowym na start, ustanawiając rekord Polski na tym dystansie. Na moj event przyjeżdża 1200 osób.
2016: wyjeżdżam do Tajlandii gdzie po 2 miesiacach wracam że złamana rzepka i przez pół roku leże na łożku. Bardzo dużo uczę się rekla, programowania i inwestuje wszystko co mam w wiedzę z digitala. Obwód lewego uda 44cm. Prawego 55cm. Ortopeda mówi że jak za rok będę biegał to będzie dobrze.
2017: postanawiam że double ironman będzie moja motywacja do powrotu do pełni zdrowia. Wsiadam w międzyczasie na rower i walczę z bólem jadąc z Warszawy do Kotoru w Czarnogórze 1500km rowerem. Film który nakręcam w podrozy robi 40tys wyświetleń na youtube. Postanowiam że życie to nie tylko sport i na event przyjeżdża 2800osob. Zawodów double nie ukanczam z powodu wyziębienia w wodzie. Zmieniam piankę i wychodzę ostatni z wody. Po 180km na rowerze jestem 5ty ale rezygnuje z powodu bólu nerek. Wracając myślę że pierdole ten sport i że to jest pojebane.
2018: zajmuje pierwsze miejsce w pucharze świata w kategorii wiekowej i 4open. Zaliczam najszybsze pływanie (wyprzedzam nawet sztafetę) i kończę pierwszy rower.
2019: startuje w mistrzostwach świata i zajmuje 3miejsce w kategorii wiekowej i 7 open. Wychodzę z wody 3ci z czasem 2h7min (7,6km) i rower 360km przejeżdżam że średnią 33km/h. Na moj event przyjeżdża ponad 10tys osób.
2020: Podpisuje 3 kontrakty na organizację eventów ale przychodzi koronka. Przejeżdżam rowerem dookoła Polski, przepływam kraulem szlak wielkich jezior ciągnąc za sobą ekwipunek, a zimą idę ze Świnoujścia na Hel z buta. Kończę swoją książkę z przepisami i sam tworzę strony które branduje swoim imieniem i nazwiskiem.
2021: organizuje znowu eventy i to w dwóch miejscach z których nie jestem do końca zadowolony. Moi zawodnicy robią 83 zyciowki. Baza moich subskrybentów związanych z treningiem przekracza po 6miesacach 15tys osób.
2022: umiera mój tata nagle z dnia na dzien. Łapie depresję i to taka że ledwo wstaje z łozka, mam straszne lęki, negatywne mysli i decyduje sie na psychoterapię połączona z farmakologia. Organizuje z super zespołem 4 fajne eventy mimo że wojna mocno zmienia obraz frekwencji. Moi zawodnicy robią 166 życiowki. Wyjeżdżam w listopadzie kamperem na pół roku w poszukiwaniu wolności. Jestem szczęśliwy.
2023: będzie na pewno najlepszy!

Cóż życie to ciągły wzrost, przewroty i zmiany. Wszystko wymaga czasu i nie bania się działania. Warto wierzyć w siebie i szukać możliwości. Zawsze są kroki w tył, porażki czy ciężkie przeżycia. Wierzę że Ty też dasz radę.

27 - 4

Adam Sułowski
Posted 2 years ago

Aloha :-)
Czasy może się zmieniaja, ale rower i jego towarzystwo jednak nie. Tak samo jak 3 pary butów do biegania i bojka do pływania. Przyjaciele na całe życie? Możliwe. :-).

Echh pierwsza para trepkow już pierwszego dnia weszla w co ...? W gowno. Szkoda że trailowe bieżniki bo grzebanie patykiem w bieżniku kiedy to i owo nie chce wyjść przerąbane. Trafiły do torby śniadaniowej żeby zapach się nie unosił, bo trasa mówiła jedz w stronę słońca. Szybciej dojedziesz to szybciej hmm jak zawsze wszystko szybciej będziesz mieć.

Po trzech dniach podróży dotarto do Hiszpani. Finał pierwszego etapu zakończony radosnym szczytowaniem i chyba kwintesencja caravany. Apropo karawany to ciepło i pięknie 15 -17 stopni ale wieje okrutnie! Kuźwa buja na boki i czasem się zastanawiam czy nie za mocno. Wyszedłem wystawić podstawki pod koła i zaciągnąłem ręczny.

Obok tylko jeden sąsiad ale nikt nie wyszedł uścisnąć dłoni. Wychodzenie na dwór przy tym wietrze to masakra, ale zaraz wyjdę poczuć w uszach świst a w oczach łzy. Przypomina mi się młodość kiedy idąc do przedszkola tata mówił że trzeba będzie kamienie nosić w kiermanach żeby mnie wiatr nie zwiał. No to kamienie położyłem na najazdach dodatkowo żeby ich nie zwiało.

A przy kawie jutro może będzie też piękne foto. Pomyślę o Was wszystkich z serdecznością i na pewno udam się na bieg lub rower. Piękny podjazdobieg. Nie wiem która dyscyplina wygra ale pewnie bieg.

Widok. Przestrzał na dwie strony zatoki. Piękniej być nie może i pewnie długo się nie powtórzy taka sceneria. Jedna na milion na pewno. Nie pozostaje nic innego jak gonić za milionami. Rano otwierasz tylne drzwi to wschód. Wieczorem leżysz to zachód. Sam rowerem bym tu na pewno nie dojechał.

Tym razem rower na bagażniku. Ale tak naprawdę zobaczy dużo więcej niż standardowo. Pojechał gravel bez pomiaru mocy. W mym kubku ciepła słodka herbata, na ustach uśmiech i otwartość na każdy kolejny dzień. Szybciej nie będzie już ale na pewno na pewno inaczej i tego doświadczania się trzymajmy się. Aloha przyjaciele.

Dzik Adam
Hiszpania, Roses 8 listopad 2021

6 - 0

Adam Sułowski
Posted 3 years ago

6 lat ruszyłem w podróż dzięki której jestem tu gdzie jestem i jestem szczęśliwy. Wsiadłem na rower pierwszy raz z namiotem, sakwami i pojechałem 3tysiące kilometrów przez dziką Europę. Na koniec podróży wystartowałem w podwójnym ironmanie ustanawiając najszybszy wtedy czas w historii wyników polskich zawodników. Napiszę Wam tak - dojeżdżając wtedy na zawody na miejsce czułem się zrealizowany w 100%, a same zawody nie były dla mnie już ważne.

Oto co pamięta mój dziennik z tamtych czasów.
„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj” – Mark Twain

Z takim nastawieniem jak wyżej wyruszyłem w moją pierwszą podróż. Myślę sobie wow – 30dni w podróży.. kogo stać na tak długie wakacje? Jak ja to w ogóle zrobiłem? Cały czas nie mogę w to uwierzyć. 1/12 z całego roku spędzę będąc wolnym i tylko sam ze sobą. Czy faktycznie tylko sam ze sobą? Już dziś wiem, że nie. To niesamowite, że udało mi się oderwać od rzeczywistości i codzienności i być w innym świecie i żyć życiem jakiego do tej pory nie znałem, ale poznaje. Uważam to za swój bardzo duży sukces.

Niestety w życiu codziennym giniemy wraz ze swoimi marzeniami i zamierzeniami. Wydaje mi się, że jest to zgniły owoc ciągłego parcia w kierunku, który nie koniecznie nam pasuje. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że niektórzy za bardzo żyją nawet swoimi pasjami i pracą, która ich wciąga. Do nich zaliczam siebie. Przez to stałem się zatwardziałym i hardym człowieczkiem dla którego chodzenie do kina stało się stratą czasu, a wychodzenie na miasto czy spotykanie się z ludźmi poszło w piździet, bo uważałem to za niepotrzebne. To wszystko dlatego, że robię to co lubię i cholernie mocno tym żyję. Czy to ja jestem zły, czy świat który tego nie akceptuje bo jest inny, a może zgubiłem balans. Na szczęścia to co teraz robię powoli otwiera mi głowę.

Zacznijmy od początku. Wystartowałem 17 lipca z Warszawy. Plan był taki żeby ruszyć 16, ale wszystko obsunęło się z takiego powodu, że do wyprawy w ogóle nie byłem przygotowany. Wszystko kupowałem na ostatnią chwilę. Bardzo dużo nauczyła mnie 4 dniowa wyprawa z moim ziomkiem po Górach Świętokrzyskich z plecakami, którą odbyłem dokładnie miesiąc temu. Wtedy przekonałem się jak dużo niepotrzebnych rzeczy wziąłem ze sobą. Dzięki temu teraz jestem spakowany prawie idealnie 30kg + extrawheel – 7kg. Jedna menaszka palnik i trochę elektroniki. Wciąż za dużo..

W sumie to naprawdę wystarcza po dwie sztuki ubrań sportowych w których jedzie się na co dzień – króciaki i koszulka rowerowa + dwuczęściowy strój triathlonowy. Pierwszy chłód poczułem dopiero nad Soliną. Wziąłem jedną koszulkę tylko z krótkim rękawem, ale jak mam być szczery to z tym się zamuliłem. Koszulka jednak powinna być przydatna na granicach, bo tam będę się podawał przekupnym celnikom w Mołdawii, żem jest sportowiec bez pieniędzy. Co więcej jadę w ciepłe kraje, a w Polsce przeżyłem już upały po 35stopni i jazda na golasa tudzież w spodenkach bez majtek daje radę.

Wracając do mojego wylotu to muszę z Tobą podzielić się także informacją, że 16 już miałem wszystko zapakowane na rower i chciałem wyjeżdżać bodajże o 16:00 żeby nie przedłużać wszystkiego. Nie wyjechałem, bo wyszedł mój brak doświadczenia w pakowaniu się na rower i „przyczepkę”. Taki ze mnie świeżak, że jak próbowałem ruszyć spod bloku to była to co najmniej komedia. Jedno to mocowanie a dwa jazda. Żle rozmieszczony ciężar na rowerze miotał mną jak szatan (kojarzysz ten film z youtube?). Przy wyjściu przez bramkę spod bloku pomagali mi dwaj młodzieńcy którzy spoglądali się na siebie i nie chcieli nawet śmiać. Jak odjechałem kawałek dalej to słyszałem, że „daleko nie zajedzie..” Cóż przepakowałem się jeszcze dwa razy co zeszło mi do 20:15 i było znośnie. Z samymi sakwami podjechałem jeszcze na sesje zdjęciową do znajomego. Śmiałem się, że może daleko nie zajadę, ale fotki już mam. Teraz jednak siedząc sobie w Bieszczadach z pięknym widokiem na Solinę wiem, że zajadę jeszcze daleko.

Na dzień dzisiejszy czyli, 21 lipiec pakowanie mam już pewnie w małym palcu, ale do perfekcji jeszcze dojdę. Wiem co chować na dno żeby nie grzebać w sakwach po małą pierdolę i nie pakować za każdym razem wszystkiego od początku. Człowiek w takiej podróży uczy się cały czas. Zwłaszcza rzeczy oczywistych, które nie są tak oczywiste jeśli nie zaczniesz ich robić. Tak jest zdaje się ze wszystkim, a komplikacje powstają gdy zaczyna się coś dziać. Najważniejsze to się nie poddawać. Stare dobre przysłowie mówi: „Jak nie spierdolisz to się nie nauczysz” – taka jest prawda. Podnieść się po spierdolinie lub ją naprawiać to najważniejsza rzecz w życiu. W ten sposób myślę można podzielić ludzi. Na tych którzy coś odpuszczają bo raz nie wyszło i na tych co brną do przodu mimo wszystko. Looserów na moje oko byłoby z 80%. Tych drugich mniej. Może nawet wrzuciłbym większą liczbę do tych pierwszych, ale chcę być optymistą.

Podczas pierwszych machnięć z wózkiem od razu czuć, że to dobry trening. Efektywnie i równo kręci się nogami i czuć ciągły stały opór. Zupełnie jak na trenażerze czy spinningu. W górach dobry hardcore, a mi przypomniały się powolne i ciężkie 25% podjazdy w Wali z zeszłego roku. Cieszę się pisząc to, bo siła i wytrzymałość to coś co mi się przyda na maksa. Przydałyby się tempówki żeby serduszko zabiło w mocniejszym tempie, ale pomyślę nad tym jeszcze w późniejszym terminie. Jeśli chodzi o moje bieganie to muszę się mocniej skoncentrować nad zakładkami – po skończonym rowerze na koniec każdego dnia – zrobiłem to tylko raz. Jednakże na razie jechałem na wariata cały czas kończąc rower o 19-20 i spiesząc się żeby rozbić namiot i ugotować sobie jedzenie.

Pierwszego dnia pocisnąłem 170km żeby dojechać do Pana Gienia z Eko Farmy Świętokrzyskiej i pomógł mi zrobić tuning przyczepki. To dlatego, że znowu jadąc na wajata nie przygotowałem odpowiednio pakunków i mocowań. Parę razy złapałem takie szimi ( takie dygotanie na boki – motocykliści wiedzą co to najlepiej) przy prędkością ponad 30km/h, że myślałem już o kaplicy. Cały czas coś poprawiałem przykręcałem, ale średnia 23,4km/h na tym dystansie to niezły wynik. Wypiłem przy tym 10L wody.

Kimnąłem się na Farmie. Podróżnika przyjęto po bożemu. Pani Marynia gospodyni robiła zupki, szejki, sałatki – wszystko wegańskie. Szejk z jarmużu i bananów. Pan Gienio już od 6:00 chodził wokół roweru i fajnie to wszystko wymyślił. Teraz poginam jak szalony. Jestem niezmiernie mu wdzięczny. Pan Gienio ma swój złom i fajnie mi wszystko pospawał. Do tego dostałem od niego chleb bezglutenowy, który sam robi. Chleb na zakwasie z brązowego ryżu zrobiony z mąki: ryżowej, jaglanej, gryczanej. Do tego słonecznik, sezam, siemie lniane. Bomba!

Stamtąd wyjechałem dopiero o 12:30 i przejechałem raptem 85k zaliczając dobre pływanie w Jeziorze Tarnobrzeskim. W Sandomierzu spotkałem kolarza, który poprowadził mnie objazdem do Tarnobrzega. Zatrzymałem się za jakimś zajazdem w drodze na Rzeszów na 135 kilometrze. Wcześniej zagadałem do pijaczków pod sklepem którzy po prostu pili sobie browarki przy sobocie pod sklepem. Byli tak zajarani moją podróżą, że chcieli żebym został z nimi. Zaczęli mówić, żę taka podróż to też ich marzenie. Ja udałem się jeszcze kontrolnie do zajazdu zapytać czy mogę się zatrzymać obok. Panowie ze sklepu kazali nie pytać, bo to „Państwowe”, ale coś mnie tchnęło żeby zagadać. Powiedziałem żem w podróży i czy można. Pani powiedziała z uśmiechem że jasne. Tak mi się przypomina Pani Profesor od jez. Polskiego, która zawsze w nas tłukła, że szkoła jest niczyja i można ją niszczyć (taka ironia). Mówiła to w taki sposób jakby chciała wydłubać oczy. Poza tym zawsze później można było być pewnym, że na lekcji będzie na najazd. Tu kultura się opłaciła..

Taka nauka z przeszłości się opłaciła, bo wyszła Pani właścicielka, która powiedziała, że jakiś podobno jakiś ładny młodzieniec jest podróży. Miło pogadaliśmy co i jak. Zapraszała mnie na hamburgiery i zapiekanki, ale tłumaczyłem, że mam uczulenie na produkty zwierzęce i nie mogę jeść takich rzeczy. Zrobiłem swój makaron i zjadłem go z groszkiem. Niestety wieczorem i rano trochę padało, psy przy których miałem namiot szczekały dupami przez pół nocy. Mimo wszystko wyspałem się, a rano pięknie pobiegałem w mżawce. Niestety dzień wcześniej padł mi zegarek z GPSe’m i tak skończyło się dokładnie liczenie kilometrażu w podróży. Garmin 305 po 5 ciężkich latach mocnej eksploatacji padł. Mam wrażenie, że dobrze się wysłużył.

Deszcz przestał padać późno, bo znowu ruszyłem o 12:00. Duszność straszna, ale 106km udało się wykręcić i zalogować w ogródku innej Pani, która również była na początku nie bardzo ufna. Trochę pomyślała i mnie wpuściła. Później pękły lody i zaprosiła mnie na herbatę. Jak już piłem herbatę to w ruch poszedł kompot i chciała mi dać ostatecznie ziemniaki z serem. Ziemniaków oczywiście odmówiłem tłumacząc się uczuleniem. Jakoś to zrozumiała. Dała mi jednak ręcznik i powiedziała żebym się odświeżył. Czy było tak tragicznie? Powiedziałem, że z chęcią przemyję twarz i ręce, bo nie chcę się narzucać i niszczyć spokóju niedzielnego domowego ogniska. Jak już drzwi łazienki się zamknęły włączyłem delikatnie wodę i umyłem głowę, plecy i później ręce. Zrobiło mi się tak przyjemnie, że pomyślałem zrobię szybkie hopla i po cichu się wykąpię. Tak też zrobiłem, a z łaźni wyszedłem jak nowo narodzony. Udało się chyba też ściemnić, że wcale się nie kąpałem. Tego dnia jeść nie musiałem, ale kąpieli naprawdę potrzebowałem. Nad Soliną na campingu kąpałem się przez 20min. Żal wody, ale uczucie i euforia co najmniej jak po chwilach uniesenia. Warto jeszcze wspomnieć że podczas kimy tej nocy przeżywałem chwile grozy w namiocie. Burza jak siemasz – namiot i ja przetrwaliśmy.

18 - 7